Złotobrody emir
Przywiązał się do tej nadziei, żył nią, wszystko dla niej poświęcił — imię, majątek, sławę... czyż miałby sen jego ukochany pierzchnąć i zniknąć ?
Duma nie pozwalała mu zrobić nawet przypuszczenia takiego.
Przeżywał godziny mąk piekielnych.
Od Ołeksy wiadomości żadnej, a tu słońce prowadzi-
ło wiosnę coraz dalej naprzód, szlachta niecierpliwiła się, głośno sarkała i wołała:
— Prowadź nas, albo siedź w
domu! Znajdziemy sobie innego przewodnika.
Dla uspokojenia jej wysłał Padurę.
Kazał mu szepnąć do ucha domysł, że Emir spodziewa się kozackiego ruchu za Dnieprem, a wtedy łatwiej im będzie działać razem, że czeka na wiadomości stamtąd.
Czekał, ale wiadomości nie było.
Emir codziennie jeździł w step, do stadniny z Halickim i Pfejfrem spędzał godziny na naradach.
Szykował konie, dobierał, przejeżdżał.
Dziesięciu ludzi dzień i noc kule lało w jarze Maksymowego futoru i proch wyrabiało.
Wszystko było w pogotowiu.
Choćby jutro można było w samym Sawraniu trzysta jeźdźców na koń posadzić.
Emir, zajęty swoim planem, o wszystkiem innem zapomniał. Inny świat nie istniał dla niego.
Daremnie, niby widmo jakie, stawała na drodze Hanusia i patrzyła na niego ze smutkiem, który zdawał się mówić: zapomniałeś o mnie — Emir odjeżdżał, nie patrząc na nią,
jakgdyby nic przed sobą nie widział.
Odjeżdżał posępny do domu, zapytywał, czy Padura nie wrócił, czy nikt nie był i niby w letarg jaki, w milczenie zapadał.
Nazajutrz znowu w step jechał — i znowu wracał takim samym.
Niezwykłe to usposobienie grafa komentowano wszędzie.
Najwięcej odsuwała je Hanusia. Chodziła, niby z krzyża zdjęta.
— _Zaduryłaś diwczyna! _— mówił dziad Maksym ze współczuciem do Sokoła. Chodzi, jak senna... jeszcze ręce na siebie nałoży!
— Niech przepada! Jaka matka, taka córka!
Niech robi, co chce!
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 Nastepna>>