Złotobrody emir
Padura cofnął się w głębię pokoju i począł ubierać się i umywać prędko, ażeby nie być zaskoczonym z nienacka.
Ojciec Łukasz, podlawszy kwiaty, zatrzymał się i w stronę pokoju, zajętego przez Tomasza, spojrzał.
— Zbudził sio ptaszek.. — zauważył.
Postawił konewkę i ruch taki zrobił, jakby miał zamiar do otwartego okna się zbliżyć. Zawahał się jednak i cofnął się. Snać przyszło mu. na myśl, że gość nieubrany jeszcze.
Padura nabierał się szybko.
Przez otwarte okno wpadały do niego jakieś półsłówka niewyraźnej rozmowy — jakieś dziecinne głosy mięszały się ze sobą, a śród tej mięszaniny dźwięków słyszał
wyraźnie głos ojca Łukasza. Ubrawszy sio więc, znowu do okna przystąpił i w tę stronę, skąd odgłos rozmowy dolatywał, spojrzał.
Znowu spostrzegł ojca Łukasza.
Stał tyłem zwrócony do okna, a przed nim kilku chłopaków siedmio — ośmioletnich, którzy po kolei zbliżali się do księdza proboszcza i w rękę go całowali.
Z książeczek, które każdy z nich w ręku trzymał, można było wnosić, że dziatwa idzie do szkoły.
W istocie szli do szkoły, którą ojciec Łukasz bezpłatnie dla ubogich parafjan urządził na probostwie — z własnych funduszów i datków życzliwych ludzi.
Dziatwa okoliczna, podążająca do szkoły, ujrzawszy krzątającego się w ogródku proboszcza, zachodziła kolejno pocałować rękę starca na dzień dobry.
Takie odwidziny co dnia się powtarzały. Ojciec Łukasz z każdym, który się zbliżył do pocałowania jego ręki, rozmawiał.
— To ty Wojtek?
— Ja... proszę dobrodzieja...
Wojtek w. rękę. proboszcza cmoknął.
— Nie poznałem cię kochanie .. a to dopiero ! Nie chodziłeś pewnie do szkoły?
Wojtek znowu w rękę księdza pocałował.
— Nie, proszę dobrodzieja.
— Źle, kochanie... Przypomniał coś sobie.
— Prawda, że to u was matka chora... — ciągnął — no, i jakże? Lepiej?
— Lepiej...
— No, dzięki Bogu!
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 Nastepna>>