Złotobrody emir





Jeźdźcy zjeżdżali w dolinę.
Znowu błyskawica oświeciła pół nieba.
Przed nimi mignęło zwierciadło wody.
Była to Sawrań — rzeka, otacztjąca półkolem miasteczko i spływająca do Bohu.
Fale nie zatrzymały Emira.
Śród ciemności rozległ się plusk wody, potem cisza przerywana chrapaniem i parskaniem koni wreszcie ustało wszystko na chwilę.
Jeźdźcy Już byli na drugiej stronie: otrząsające się z wody konie świadczyły o tem.
Po krótkiej ciszy znowu zadźwięczały kopyta końskie i orszak, na czele którego jechał Emir, jak sznur wysunął się pod górę, urokiem wyjechał i na płaszczyźnie ciemnego,
bezbrzeżnego stepu konia przytrzymał.
Było to znakiem, że chce mówić.
Witort się doń zbliżył.
— Nareszcie odetchnąć można — zwrócił się od niechcenia do niego graf.
— Step prawdziwy...— tym samym tonem odpowiedział teorbanista.
Dobrą chwilę jechali wolnym krokiem w milczeniu. Koniom należał się odpoczynek.
Graf, jak zawsze, przodem jechał.
Nie odwracając się, zawołał:
— Sokół!
Kozak podjechał do niego.
— Na przestrzał moglibyśmy się dostać do Hetmanowki — prawda?
— Można...
— Tam gdzieś i tabuny nasze nocują...
— Nocują... Pomyślał chwilkę. Cel przed nim mignął
_— _Jedźmy, obaczymy konie.
Znowu cugle popuścił biegunowi i pomknął jak strzała, w piersi czarnego stepu wypuszczona.
Deszcz nie padał — nie zanosiło się nawet na burzę z deszczem.
Grzmoty coraz z dalszej odzywały się przestrzeni, coraz bledszem światłem oświetlały się kraje niebios, jednem słowem burza uciekała kędyś, tylko posępne, czarne, jednej barwy
niebo, wisiało nad stepem, grożąc mu grozą bezsilną.
Jechali stepem równym, spokojnym, bez drogi wprawdzie, bo drogi nie było, ale nie było i przeszkód.
Kopyta końskie plątały się tylko w trawie, ale wydobywały się z niej łatwo i większy nieco szelest zginających się łodyg pozwalał domyślać się jeźdźców.


<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 Nastepna>>